5 porad dzięki którym nie przytyjesz w Święta

Jeśli niczym Bear Grylls lubisz sobie maksymalnie skomplikować życie, wówczas zaczynasz odchudzanie pod koniec listopada. Ale jeśli jesteś dobrze przygotowany, ani Święta, ani Sylwester, ani Nowy Rok ani nic innego nie zrujnują efektów odchudzania.

Był 28 listopada 2017 roku, kiedy poprzez zaspy i zamieć, unikając głodnych białych niedźwiedzi od lat grasujących na ulicach warszawskiego Śródmieścia, przedzierałem się na spotkanie ostatniej szansy. Wiedziałem, że kiedy dotrę do Centrum Dietetycznego Monvita, moje życie zmieni się diametralnie, a ja będę wyglądał jak modele z Men’s Helath albo Muscular Development.

No dobra, trochę przesadzam, ale tylko trochę. Śnieg co prawda nie padał, nawet w prognozach go nie zapowiadali, a ja będąc pokryty spora warstwą tkanki tłuszczowej nawet specjalnie nie przejmowałem się chłodem (czego niestety dziś już powiedzieć nie mogę – o „4 minusach odchudzania o których nikt nie mówi” przeczytasz tu). Informacji o białych niedźwiedziach prostował nie będę, bo są – wystarczy przejechać Most Śląsko-Dąbrowski i spojrzeć na to co dzieję się naprzeciw katedry.

Zaczynałem odchudzanie w mało strategicznym momencie. Po pierwsze niemal zaraz po tym jak otrzymałem zalecenie dietetyczne wyruszyłem w kolejna podróż służbową, na dodatek na Bałkany, a muszę przyznać, że kuchnię z tego regionu kocham jak matka swoje dziecko. Leciałem do Zagrzebia ze świadomością, że czekają na mnie takie przysmaki jak čevapčići, pljeskavica, burek czy sałatka szopska (która ze względu na ilość sera jest dość daleko na liście dań niskokalorycznych). A do tego, tzw. „puste kalorie” czyli rakija dunja (czyli z pigwy). Dla mnie brzmi to jak idealny przepis na obżarstwo maksymalne, jak cheat meal trwający kilka dni.

Poleciałem zatem do Zagrzebia i owszem próbowałem lokalnych specjałów, a po powrocie moja waga się nie zmieniła. Pomyślałem, że jestem niczym samolot lądujący na lotnisku wyposażonym w ILS III C czyli co prawda pasa jeszcze nie widzę, ale jestem tak wspomagany, że wyląduje. (Jeśli chcesz się odchudzić, ale boisz się, że częste wyjazdy służbowe będą przeszkodą w osiągnięciu celu to przeczytaj „7 zasad jak nie zrujnować efektów odchudzania na wyjeździe”).

No ale zbliżały się Święta, a u nas tradycja jest rzeczą świętą, również jeśli chodzi o liczbę dań na stole. Nawet jeśli nie jesteś zaprzyjaźniony z matematyką jak Stefan Banach, to nie jest wielkim problem obliczenie, że nawet jeśli spróbuje się wszystkich dań, to będzie tego sporo. A następne dwa dni, to przecież kolejne okazje do zjedzenia „pod korek”. O ile Wigilia to potrawy postne, o tyle już dwa dni świąteczne to już mięso i wędliny. Na dodatek u nas na stole lądują tzw. wyroby własne, a powiedzmy sobie szczerze – to co sprzedawane jest w sklepie nie ma porównania żadnego do tego co zrobi się samodzielnie.

Pomyślałem, że skoro przeżyłem Zagrzeb, to przeżyję też Święta Bożego Narodzenia. Udało się, ale tuż za rogiem czyhał już Sylwester czyli czas ostatecznego rozprawienia się z tym co zostało ze Świąt + to co zostało przygotowane na ten wieczór + puste kalorie, choć już w wersji bardziej lokalnej (niestety, bo rakija jest absolutnie fenomenalna).

Udało się i tym razem, ale przecież za rogiem czekają urodziny moje własne, a tu pojawia się najlepsze ciasto na świecie, które raz w roku robi moja żona – tzw. zielone ciasto. Jest to ciasto szpinakowe, z bitą śmietaną – tak smaczne, że zjedzenie tylko jednego kawałka jest niemal niemożliwe. Zaświadczą o tym wszyscy, którzy mieli okazję tego ciasta spróbować. No ale urodziny, to nie tylko ciasto, ale też po prostu różne potrawy na stole, bo przecież posiedzieć trochę trzeba. No i czymś też toast „za zdrowie” wypada.

Przetrwałem i to.

Ale ostatecznym testem miała być pierwsza kontrolna wizyta u Ulubionej Pani Dietetyk. 8 stycznia 2018 to była chwila prawdy. No i okazało się, że nie tylko święta, święta i po świętach, ale też po tłuszczu. 5 kg masy ciała mniej i to co najważniejsze 7.5 kg tkanki tłuszczowej mniej! Można? Można.A zatem jak to zrobić, żeby przetrwać Święta Bożego Narodzenia, Sylwestra i Nowy Rok, dodatkowe imprezy takie jak urodziny i wyjazd służbowy i nie dość, że nie przytyć, ale też schudnąć? Oto wielka tajemnica sukcesu:

1. Dzień święty święcić, ale potem wrócić do rzeczywistości. Najlepsza i podstawowa zasada rozsądnego (czyli jedynego które działa w długim terminie) odchudzania polega na tym, że możesz spokojnie pozwolić sobie na odstępstwo od codziennych zasad, tak długo jak długo pamiętasz o tym jak prawidłowo odżywiać się na co dzień. Ta zasada dotyczy świąt, wyjazdów, wakacji, spotkania u znajomych, grilla. Jeśli więc jednego dnia sobie nieco poluzujesz, ale w ciągu następnych wrócisz do prawidłowych posiłków nic Ci się nie stanie.

2. Zjedz mniej. Niejaki Paracelsus, który naprawdę nazywał się Phillippus Aureolus Theophrastus Bombastus von Hohenheim i był niemieckim lekarzem, alchemikiem i przyrodnikiem powiedział takie oto słowa: Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę. I jest w tym sporo prawdy (choć musze tu wspomnieć, że homeopaci nie do końca zrozumieli o co w tym chodzi). Co prawda nawet większa liczba grzybków w wigilijnym barszczu raczej Ci nie zaszkodzą (chyba, że okażą się muchomorem sromotnikowym, wtedy piosenka „Last Christmas” może nabrać dla Ciebie zupełnie innego znaczenia), ale nadmierne próbowanie wszystkich potraw już tak. Zmniejsz porcje, bo jeśli podchodzisz do tradycji serio to i tak przed Tobą mnóstwo jedzenia. Jeśli jednak martwisz się, że takie małe porcje pochłoniesz szybko i generalnie plan spali na panewce, czas na poradę numer 3 , która musisz połączyć z porada numer 2.

3. Jedz uważnie. Pamiętacie Serce i Rozum z reklamy pewnej firmy telekomunikacyjnej? Fajni byli, ale czas na nową parę – Mózg i Żołądek. Czasem mówi się o kimś, że ma chyba za daleko do mózgu, ale nie o tym dzisiaj. Choć to trochę tak wygląda, że żołądek jest dość daleko od mózgu, bo zanim pojawi się uczucie sytości, można sporo przesadzić z ilością zjedzonego pokarmu. Tu na szczęście pojawia się prosty trick czyli uważne jedzenie. Nieprzypadkowo używam słowa uważne, bo to lekcja wyniesiona z Mindfulness czyli treningu uważności. Skupianie się na jedzeniu powoduje, że jemy wolniej a co za tym idzie czerpiemy z jedzenia więcej przyjemności, bo w końcu mamy czas na poznanie wszystkim smaków i tekstury żywności, co może doprowadzić do ciekawych wniosków. No i jedząc wolniej dajemy szanse naszej parze na wymianę informacji. W pewnym momencie poczujesz, że się zasycasz i jedzenie mniejszej porcji przestanie być problemem.

4. Nawadniaj się. To w ogóle jedna z podstawowych zasad o której pamiętać powinni nie tylko ci, którzy się odchudzają, ale tak naprawdę wszyscy. Jeśli masz problem z tym, żeby pamiętać o kolejnej szklance wody, polecam aplikację WaterMinder (tu przeczytasz o niej więcej), która pozbawi Ci wymówki w postaci „zapomniałem”. Prawidłowe nawodnienie organizmu jest nie tylko niezbędne, ale też pomaga w tym by mniej jeść, a może raczej powinienem napisać – jeśli tyle ile powinniśmy.

5. Nie głoduj przez cały dzień – to dotyczy zwłaszcza Wigilii, kiedy wiele osób powstrzymuje się przed jedzeniem do tzw. „pierwszej gwiazdki” czyli rozpoczęcia kolacji wigilijnej. To nie jest najlepszy pomysł z wielu powodów. Po pierwsze nasz organizm lubi powtarzalność i dostarczanie kolejnych porcji o konkretnych godzinach. A kiedy głodujesz organizm zaczyna zastanawiać się czy przypadkiem nie zbliża się wojna i może warto odłożyć coś na czarną godzinę. To oczywiście uproszczenie, ale warto o tym pamiętać i jeść regularnie. A jeśli bardzo chcesz być w zgodzie z tradycją to zjedz po prostu mniej, ale nie głoduj. Bo kiedy nie zjesz nic przez cały dzień, porady numer 2 i 3 będą bardzo trudne do zastosowania i prawdopodobnie rzucisz się na jedzenie i cały misterny plan…

Oczywiście jak zwykle w przypadku spotkań rodzinnych pojawia się okoliczności niesprzyjające Twoim planom w postaci babci lub dziadka, mamy lub ojca czy cioci lub rubasznego wujka. Warto zatem wcześniej przygotować cięte riposty i kończące dyskusje odpowiedzi na pytania „dlaczego jesz tak mało”.

Możesz np. powiedzieć, że przygotowujesz się do eliminacji do programu Top Model lub zaczynasz wkrótce nową prace jako „influencer na Instagramie”, co prawdopodobnie nikomu nic nie powie, ale brzmi nieźle, poza tym nie musi być dalekie od prawdy bo dziś każdy może być influencerem. Jeśli w Twoim domu przewagę ma partia rządząca możesz powiedzieć, że „prezydent taka dietę stosuje i jak dobrze wygląda”. A jeśli w Twoim domu jednak głosuje się na opozycję, to możesz wspomnieć, że przewodniczący i eks-premier haratał w gałę tak dobrze, bo tak się odżywiał i to też powinno zamknąć dyskusje.

Możesz też oczywiście iść w ekstremalne historie i powiedzieć, że to zalecenie od lekarza, który powiedział, że tylko w ten sposób unikniesz poważnego zabiegu, którego nazwy nie pamiętasz, ale wolisz uniknąć. Pozostawię to Twojej inwencji oraz odpowiedzialności, bo przecież nie chodzi o to, żeby komuś przykrość robić.

No dobra, masz już podane na tacy co robić, żeby przetrwać. Wiem, że teraz się cieszysz, ale mam dla Ciebie nieco gorszą wiadomość. Niestety nie masz już żadnych wymówek, więc jeśli na początku stycznia powiesz, że „teraz to już zaczynasz na serio, bo w Święta nie da się schudnąć” pamiętaj, że jest ktoś kto ironicznie się uśmiecha słysząc te słowa.

Share this