Wyjazdy czy to służbowe czy prywatne potrafią poważnie namieszać w życiu osób odchudzających się. W domu znacznie łatwiej trzymać się zasad, znacznie trudniej jest na wyjeździe. Ale są sposoby, żeby sobie z tym poradzić, wyjeżdżać, nie zwariować i nie tyć. Sprawdziłem te metody na sobie, dziś przedstawiam je Wam.
1. Śniadanie w hotelu
W moim stylu żywienia śniadanie jest tak samo ważne jak każdy inny posiłek, bo mój organizm lubi regularność. A zatem jeśli wyjeżdżam na 2-3 dni i pierwszego dnia lot wypada mi rano, śniadanie zjadam w domu. Kiedy jestem już na miejscu, nie odpuszczam śniadań w hotelu, bo wbrew pozorom można i tam zdrowo zjeść. Przede wszystkim jem podobnie jak w domu, czyli jeśli w domu zjadam serek wiejski z warzywami i macą albo dwie kanapki z wędliną, to podobne ilości jem w hotelu. Bardzo częsty błąd, który sam popełniałem polega na tym, że w hotelu ze względu na dostępność produktów jemy wszystkiego więcej. A to spróbujemy trochę tego, trochę tego i na koniec rogalik do kawki. Siłą rzeczy zjadamy więcej, dostarczamy więcej kalorii, a w odchudzaniu istotny jest ujemny bilans kaloryczny.
Zasada pierwsza – jedz śniadania w hotelu, ale jedz tak jak w domu. Dwie kanapki z wędliną i ciemnym pieczywem i kawa to najprostsze, najszybsze i całkiem smaczne śniadanie. Po prostu postaraj się odwzorować domowe śniadanie, przynajmniej, jeśli chodzi o ilość i kaloryczność.
2. Próbuj lokalnych rzeczy, ale rozsądnie
Jeden z moich ulubionych kierunków podróży służbowych to Bałkany. Po prostu uwielbiam ten region pod każdym względem. Nie wyobrażam sobie być na Bałkanach i nie spróbować lokalnych potraw, a te do najmniej kalorycznych nie należą. Na sam dźwięk tych nazw – čevapčići, pleskavica, burek zaczynam upodabniać się do mojego psa rasy beagle i nie kontroluje ślinotoku. Po prostu nie potrafię odmówić sobie spróbowania tych genialnych dań. Uwielbiam też szopską, która niby jest sałatką, ale też nie jest przesadnie “dietetyczna”. I absolutnie nie odmawiam sobie tych przyjemności na wyjeździe, ale zjadam mniejsze porcje. Zazwyczaj nie jest problemem zamówić mniejszą wersję dania, a nawet jeśli to cóż, trzeba wykazać się silną wolą i odmówić sobie części. Można też zastosować pewien trick i np. zamówić więcej warzyw do mięsnego dania i od warzyw zacząć, w połowie zjeść to co najlepsze i skończyć warzywami. W ten sposób możesz “zjeść ciastko i mieć ciastko” czyli spróbować dobrej lokalnej potrawy i nie przytyć.
Zasada druga – jedz lokalne potrawy, bo kiedy, jeśli nie teraz, ale nie jedz pod korek.
3. Unikaj fast foodów i jedz tam, gdzie lokalsi
Napisałbym, że to w ogóle dobra zasada, ale nie zawsze, ale o tym za chwilę. Na wyjazdach, kiedy wszystko dzieje się w biegu, szybko i na nic nie ma czasu, jest spora pokusa, żeby wejść do znanego fast fooda. Nie rób tego i tak jak będąc u siebie omijasz to co śmierdzi fryturą z odległości kilometra, tak samo rób w czasie wyjazdu. Jest naprawdę wiele miejsc w których można zjeść coś dobrego i nie musi być to znany na całym świecie fast food, który na chwilę zapycha, ma mnóstwo kalorii, jest tani i nic poza tym. Najlepiej szukaj miejsc, w których jedzą mieszkańcy miasta, w którym jesteś. Kieruję się tą zasadą zwłaszcza w czasie wyjazdów prywatnych – jem tam, gdzie lokalsi, skoro oni tam jedzą to jest dobrze. W czasie wyjazdów służbowych jest to jeszcze łatwiejsze, bo zazwyczaj do takich dobrych miejsc prowadzą mnie lokalni partnerzy biznesowi. I zazwyczaj o takich miejscach przewodniki turystyczne milczą. Wspominałem o tym, że jest od zasady omijania fast foodów wyjątek – fast food dla lokalsów : ) Mam takie miejsce w Lublanie gdzie burek smakuje jak nigdzie indziej. Mam takie miejsce w Zagrzebiu, gdzie kebapci jest nieziemskie i mam takie miejsce w Belgradzie, gdzie za ćevapčići można oddać życie : )
Zasada trzecia: unikaj fast foodów, jedz tam gdzie lokalsi
4. Nie zapomnij o nawadnianiu się
To jeden z najczęstszych błędów popełnianych przez właściwie wszystkich. O ile jeszcze będąc w normalnej rutynie żywieniowej staramy się pamiętać o piciu wody, o tyle wyjazd bardzo sprzyja temu, żeby zapomnieć o piciu wody. Ale już w czasie wyjazdów służbowych często uczestniczymy np. w kolacjach z klientami albo współpracownikami i wtedy pojawia się alkohol. Z resztą na prywatnych wyjazdach większość ludzi też lubi spróbować lokalnych trunków. A kiedy pije się alkohol, nawadnianie jest jeszcze bardziej istotne. Dlatego będąc na wyjeździe absolutnie nie można zapominać o nawadnianiu się, przy czym kiedy pisze o nawadnianiu nie mam na myśli kawy, herbaty czy piwa, tylko wodę. Ja mam już o tyle łatwiej, że od mniej więcej roku, codziennie wypijam minimum dwa litry wody i kiedy wypiję mniej, mój organizm mi o tym przypomina.
Zasada czwarta – nie zapomnij o piciu wody.
5. Zrób trening w pokoju hotelowym lub siłowni
No już widzę te komentarze – zwariował, oszalał, jaki trening na wyjeździe? Spokojnie, wszystko da się zrobić. Nie każdy hotel, a właściwie to mniejszość hoteli, w których się zatrzymuje ma hotelową siłownię. Ale wcale nie jest to problemem, a może nawet i lepiej. W końcu na siłownię trzeba mieć odpowiednie obuwie, które może być problemem, jeśli podróżuje się tylko z bagażem podręcznym. Ale jest taki fenomenalny wynalazek, który każdy może zabrać ze sobą do bagażu podręcznego i który z powodzeniem zastąpi siłownię. Tym fenomenalnym wynalazkiem jest guma do ćwiczeń, która może zastąpić całe mnóstwo sprzętu. W Internecie są całe programy treningowe w których używa się tylko gum treningowych i uwierzcie mi, można się przy takim treningu dobrze zmęczyć, wystarczy odrobina chęci. Trwający 20-30 minut (w myśl zasady, lepiej zrobić krótszy trening niż nie zrobić go wcale) nie dość, że pomoże spalić trochę kalorii, to jeszcze pozwoli utrzymać rytm treningowy. Bo to też bywa problemem – ćwiczysz regularnie w domu, wyjeżdżasz na parę dni i po powrocie jakoś mniej chce ci się iść na trening. Znacie to uczucie?
Zasada piąta – zrób choćby krótki, dwudziestominutowy trening na wyjeździe.
6. Idź zamiast jechać
Jeśli mam zaplanowanych pięć spotkań w ciągu dnia, na dodatek czas między nimi nie jest zbyt duży, to wiadomo, że nie będę spacerował tylko wybiorę taksówkę. Ale jeśli jest szansa, żeby się przejść, to warto skorzystać, bo nie dość, że to zdrowe, to na dodatek można poznać lepiej miejsce w którym się jest. W przypadku wyjazdów prywatnych to już w ogóle nie ma zmiłuj się i chodzę tak dużo jak się da, ale i w czasie podróży służbowych można znaleźć czas. W czasie ostatniego pobytu w Belgradzie miałem około 2 godzin między ostatnim spotkaniem i wyjazdem na kolację i przeznaczyłem ten czas na spacer z hotelu na ul. Skadarlija, która jest piękna i którą uwielbiam.
Zasad szósta – jeśli możesz iść zamiast jechać, idź.
7. Wyluzuj
Czasem jednak trzeba sobie odpuścić, żeby nie zwariować. Ja taką zasadę stosuje np. na wakacjach. W ubiegłym roku pojechaliśmy na tygodniowe wakacje do Grecji i uwierzcie mi, ani przez chwilę nie liczyłem kalorii. Jadłem więcej niż zwykle, pozwalałem sobie i na piwo i na wino i dobrze się bawiłem. Naprawdę bez strachu wszedłem na wagę po powrocie i nawet się zdziwiłem, że tak mało przybrałem na wadze. Ale przede wszystkim wiedziałem, że mam już trwałe nawyki żywieniowe i długo bez sportu nie wytrzymam (inna sprawa, że codziennie pływałem w basenie po 30 minut i chodziliśmy na długie spacery), więc za chwilę waga się unormuje. 2 tygodnie później sytuacja wróciła do normy, a moja waga spadła nawet poniżej tego co było przed wyjazdem na wakacje. Bo tak to już działa, kiedy masz odpowiednie nawyki żywieniowe i regularnie uprawiasz sport, chwilowe odstępstwa krzywdy Ci nie zrobią, a Twoja psychika serdecznie podziękuje CI za taki urlop i dostaniesz jeszcze większego motywacyjnego kopa do działania.
Zasada siódma – jeśli w ciągu całego roku prowadzisz zdrowy tryb życia, czasem musisz wyluzować i nic się Twojej wadze nie stanie
Na koniec kilka porad kiedy stosować się do wszystkich zasad, a kiedy nieco odpuścić.
1 – KIEDY ZACZYNASZ LUB PODRÓŻUJESZ BARDZO CZĘSTO
Kiedy zaczynałem się odchudzać i niemal od razu po starcie pojechałem w podróż służbowa do Zagrzebia, zastosowałem się do wszystkich 6 zasad. Jadłem według wskazań, ćwiczyłem w pokoju hotelowym, spacerowałem kiedy mogłem, piłem wodę i naprawdę rozsądnie podszedłem do moich ulubionych potraw, do tego stopnia, że zrezygnowałem z fast foodu dla lokalesów : ) Było warto
Jest jeszcze jedna sytuacja kiedy działałbym w ten sam sposób będąc już np. w obecnej formie. Wspominałem, że ostatnio jeżdżę mniej, ale były takie miesiące kiedy wyjeżdżałem w każdym tygodniu. Wtorek/Środa – wylot, powrót w piątek i tak cały miesiąc. Wówczas trzeba się pilnować i działać w powyższy sposób, wówczas wszystko powinno być ok.
2 – KIEDY JESTEŚ W TRAKCIE, ALE MASZ JUŻ SPORE SUKCESY
Na tym etapie możesz podejść do tematu trochę spokojniej, ale nadal lepiej zachować rozsądek, bo łatwo wpaść w pułapkę samozadowolenia. Zdarza się tak, że po zrzuceniu kilku lub kilkunastu kilogramów zaczynamy czuć moc i kontrolę. Ale nie mamy jeszcze utrwalonych nawyków i jest szansa, że popłyniemy. Wówczas można pozwolić sobie na nieco więcej, ale nie rezygnowałbym z punktów od 1 (z tego z resztą nigdy) do 4.
3 – ZMIENIŁEŚ NA STAŁE NAWYKI ŻYWIENIOWE
To mój obecny etap i biorąc pod uwagę to, że podróżuję rzadziej niż wcześniej, podchodzę do tematu na większym luzie. Trochę jak do opisywanych wcześniej wakacji. Taka nagroda za osiąganie wyznaczonych celów. Jadę na 3 dni, nieco sobie luzuje (choć i tak nie zjem tyle ile kiedyś, bo fizycznie nie dałbym rady), nie stresuje się wagą zupełnie, mam świadomość, że po powrocie mogę być nieco cięższy (i raczej na pewno będę), ale wiem, że wystarczy kilka dni i wszystko wróci do normy. Ewentualnie zwiększam po powrocie intensywność treningów przez 2-4 dni i wszystko jest ok. Ten etap jest najfajniejszy, bo z można sobie na więcej pozwolić, sprawić sobie nagrodę (i ciało i umysł Ci za to podziękują), a potem wrócić do nowych, ale już utrwalonych nawyków bez szkody dla osiągniętych efektów.
Wszystkim odchudzającym się życzę dotarcia do etapu nr. 3 i czerpania z życia jak najwięcej przyjemności. W rozsądnym odchudzaniu chodzi o to, żeby mieć dobry plan, dobre profesjonalne wsparcie, ale też świadomość, że zmiana nawyków żywieniowych nie oznacza, że ze wszystkiego musisz rezygnować, bo tak nie jest. Wszystko jest dla ludzi, trzeba tylko nauczyć się z tego korzystać rozsądnie.