Koronawirus to fantastyczny temat dla mediów, które publikując kolejne dramatycznie brzmiące mogą zdobyć kilka dodatkowych odsłon. Tymczasem dla sporej grupy ludzi, to źródło sporego stresu, choć dziś znacznie większe jest prawdopodobieństwo, że umrą z powodu smogu niż wirusa z Chin.
Zastanów się przez chwilę w który tytuł klikniesz: „Już 496 osób pokonało koronawirusa” czy „Już 362 osoby zmarły z powodu koronawirusa”?
Zarówno pierwszy jak i drugi tytuł zawierają prawdziwe informacje na temat liczby osób, które wyzdrowiały jak i tych, którzy zmarli. Nie muszę nawet przeprowadzać testów A/B, żeby przewidzieć, który tytuł będzie bardziej popularny, a co za tym idzie, wygeneruje więcej odsłon, a także komentarzy.
Do takich samych wniosków dojdzie też każdy wydawca, który na stronę główną portalu wrzuci to, co w efekcie przełoży się na wyższy przychód. Tak to działa, ale i tu możemy zauważyć inne podejście do tematu w zależności od rodzaju medium oraz tego, kto dany nagłówek tworzy.
„Pierwszy przypadek koronawirusa w Niemczech”, „Drugi przypadek koronawirusa we Francji” – tak brzmią tytuły stworzone przez bardziej powściągliwych. Ci, którzy chcą więcej klików piszą „Koronawirus coraz bliżej Polski”. Tabloidy nie biorą jeńców nigdy i w tytule zamieszczają właściwie cały tekst: „Koronawirus z Chin już u granic Polski! Te objawy mogą niepokoić!”.
Znajdą się i tacy, którzy pójdą na całość i poinformują, że lepiej nie zamawiać paczek z Chin, bo przecież wirus może się przykleić np. do smartfona i czekać na moment kiedy otworzysz paczkę oraz usta ze zdziwienia że „niby z Chin a taki amerykański” a on już hop do środka i jesteś załatwiony.
Sensacja sprzedaje się doskonale. A kiedy jest szansa, że temat jest nie tylko sensacyjny, ale też można nim ludzi postraszyć, no to już hulaj dusza piekła nie ma. Coraz rzadziej niestety rolą mediów jest informowanie, a coraz częściej wywoływanie jak najbardziej skrajnych emocji, które nie pozostawią Cię obojętnym wobec newsa i zmuszą do kliknięcia.
Tymczasem dla całkiem sporej grupy osób cierpiących np. na nerwicę lękową (ale nie tylko dla nich), to co media wyczyniają z koronawirusem jest źródłem poważnego stresu, zupełnie z resztą niepotrzebnego i szkodliwego dla wszystkich.
Dziś osób zarażonych w Polsce nie wykryto, ale jak mówią specjaliści to prawdopodobnie tylko kwestia czasu, kiedy takie przypadki się pojawią. Ale i to nie jest powodem do paniki, bo póki co śmiertelność wynikająca z zarażenia koronawirusem jak i zwykłej grypy jest na bardzo podobnym poziomie, o czym informowała profesor Lidia Brydak, kierowniczka Krajowego Ośrodka ds. grypy.
Tymczasem nie zaobserwowałem, żeby media jakoś przesadnie przestrzegały przed zwykłą sezonową grypą, która po prostu w naszym kraju jest, na którą ludzie chorują i z powodu której umierają. No ale to temat oswojony, co więcej na grypę jest szczepionka, więc powodów do lęku nie ma.
Ale uspokajanie nastrojów nie jest w interesie mediów, bo za mniejsze przychody nikt nikogo nie pochwali. Tymczasem rozsiewanie paniki, może być równie groźne jak wirusy. Bo wyobraźmy sobie jeszcze bardziej zapchane SORy, ludźmi których życie nie jest zagrożone, ale uwierzyli oni, że objawy, które mają mogą wskazywać na koronawirusa.
Słyszałaś o „chorobie studentów medycyny”? To stan występujący u studentów medycyny, którzy dostrzegają objawy chorób, o których się uczą. Jeśli więc takiemu złudzeniu ulegają przyszli lekarze, to chyba nie powinniśmy się dziwić, że zwykli ludzie bez wiedzy medycznej mogą wpaść w panikę. Zwłaszcza, że objawy takie jak gorączka, ogólne rozbicie i osłabienie, kaszel – nie są w naszej szerokości geograficznej czymś wyjątkowym.
Wyobraźmy sobie zatem te SORy jeszcze bardziej przepełnione, wyobraźmy sobie że lekarze zajęci dyżurni są diagnozowaniem przeziębień, a tymczasem koronawirus naprawdę pojawia się w naszym kraju i liczba chorych zaczyna rosnąć gwałtownie. Średnio ciekawy scenariusz, ale za to wyobrażam sobie nagłówki w portalach.
Jeśli jesteś jedną z tych osób, u której informacje o koronawirusie powodują przyspieszenie tętna, mam dla Ciebie propozycje.
Po pierwsze pewnie i tak nie przestaniesz sprawdzać informacji na temat wirusa z Chin, jeśli więc musisz już to robić, to sprawdzaj wiarygodne źródła. Całkiem dobrym jest aktualizowana na bieżąco mapa pokazująca gdzie wirus jest, ilu jest chorych i co najważniejsze ile osób pokonało wirusa, a ile zmarło. Od kilku dni rośnie liczba ludzi, którzy wyzdrowieli, co więcej rośnie też różnica między wyleczonymi i zgonami, na korzyśc tych pierwszych. Mapę znajdziesz tu.
Po drugie spróbuj ćwiczeń relaksacyjnych. Co prawda relaksacja nie leczy wirusów, ale z pewnością może poprawić Twoje samopoczucie. Dużo już pisałem i mówiłem o treningu uważności na blogu i Mocnym Podkaście, ale nie zaszkodzi wspomnieć jeszcze raz. Najprostsze ćwiczenie jakie możesz zrobić, to zacząć koncentrować się na swoim oddechu (nie zmieniając go w żaden sposób) i obserwować kiedy Twoja uwaga z oddechu przeniesie się na cokolwiek innego. I kiedy to zauważysz, wracasz do obserwacji oddechu. 5 minut na początek powinno wystarczyć.
A jeśli i to nie pomoże, posłuchaj Ajahna Brahma o tym jak radzić sobie ze stresem. Jego rady są niezawodne 🙂
Obraz Ryan McGuire z Pixabay