Marzysz o wyprawie do Tajlandii i zjedzeniu ich przysmaków? Zamiast marzyć, możesz sprawić że góra przyjdzie do Mahometa, Tajlandia przyjedzie do Ciebie, a Ty staniesz się kulinarną bohaterką (lub bohaterem).
To jedna z najlepszych zup na chłodne dni i wieczory, która momentalnie rozgrzewa, a przy okazji doskonale smakuje. Jej niewątpliwym plusem jest to, że zawiera sporo zdrowych składników, więc śmiało mogą włączyć ją do swojego menu zarówno osoby redukujące wagę jak i te, które lubią się zdrowo odżywiać.
Przygotowanie tej zupy jest banalnie proste i na dodatek dość szybkie. Oto czego potrzebujemy:
– 10 langustynek (warto wybierać te z większymi szczypcami)
– 1 – 1.5 litra soku pomidorowego (jak wykorzystuje własne przetwory, które robimy co roku, w ubiegłym udało nam się zrobić weki z własnoręcznie wyhodowanych pomidorów. Ważne, żeby nie używać soków słodzonych, bo to zabija cały efekt. Jeśli nie masz takiego soku, ani pomidorów z których mógłbyś sok wycisnąć, wykorzystaj przecier pomidorowy i odpowiednio rozrób go z wodą)
– świeży imbir – dwa średnie kawałki, mniej więcej 100 – 150 g
– jedna puszka mleczka kokosowego
– jedna czerwona i jedna zielona papryczka chili
– 4 większe dymki
– 6 małych pomidorków koktajlowych
– 2 ząbki czosnku
– kolendra
Do garnka wlewany sok pomidorowy i zaczynamy gotować. Następnie dorzucamy posiekaną dymkę, imbir, papryczki chili i przeciśnięty przez praskę czosnek. Kiedy całość zacznie się gotować zmniejszamy ogień i dolewamy mleczko kokosowe cały czas mieszając. Dorzucamy pokrojone na połowki pomidorki koktajlowe. Kiedy już zupa nabierze jednolitego koloru i konsystencji, dorzucamy wcześniej przygotowane langustynki.
A co to znaczy? Trzeba je potraktować dość brutalnie, bo pozbywamy się głowy, odnóży i pancerza. Może i nie zostaje zbyt dużo, ale to ma super smak. Do tego zostawiamy szczypce – koniecznie, bo one dodadzą jeszcze więcej smaku, a na koniec można z nich wyssać zawartość.
Całość z langustynkami gotujemy około 7-10 minut.
Nalewamy do talerzy i według uznania posypujemy kolendrą, a jeśli nie mamy kolendry to wykorzystujemy szczypiorek, który nabyliśmy wraz z dymką. Osoby, które lubią ostre potrawy, mogą posiekać jeszcze czerwone chili (i jeśli lubicie naprawdę ostro, zostawcie pestki) i dorzucić w ramkach dekoracji i podkręcenia smaku.
Jeśli macie ochotę na delikatny cheat meal, to możecie zrobić pieczywo czosnkowe. Wystarczy bagietka (ja lubię typu wiejskiego, nieco ciemniejsza i nie tak puszysta jak zwykła), oliwa z oliwek i czosnek. Oliwę nalewam do małego pojemnika, wyciskam ząbek lub dwa czosnku, mieszam i następnie smaruje pieczywo. Całość wkładam na 5-7 minut do rozgrzanego wcześniej do 200 stopni piekarnika.
Smacznego.