10 miesięcy, które zmieniły wszystko

Zacznij odtwarzać
Prowadzi:
Marek Molicki

Dzielę się na blogu sprawdzonymi sposobami na skuteczne pozbycie się otyłości i nadwagi. Pisze o tym jak radzić sobie ze stresem.

Więcej o mnie

10 miesięcy temu podjąłem jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu, która na jakość życia bardzo wpłynęła i je radykalnie zmieniła.

10 miesięcy temu wszystko było inaczej. Ważyłem 98 kg i w każdej chwili mogłem przekroczyć magiczną liczbę 100, czego bardzo nie chciałem bo kiedyś przekroczyłem ja z nawiązka i wiem jak źle z tym człowiek się czuje. Nosiłem ubrania w rozmiarze XXL, a zakupy koszul, marynarek czy spodni przyprawiały mnie o odruch wymiotny. Kto tego nie przeżył, nie zrozumie, ale też nikomu nie życzę.

Na dodatek przy takiej wadze (oznaczającej otyłość II stopnia) wyniki nie mogą być dobre. Najgorsze (tak, najgorsze!) było to, że te wyniki nie były bardzo złe, po prostu przekroczone normy, powinno się coś z tym zrobić, ale dramatu nie ma. I to największy dramat, który towarzyszy wielu otyłym ludziom. Odwlekanie odchudzania, a właściwie odwlekanie zmiany stylu życia, bo przecież nie jest tak źle, prowadzi do poważnej sytuacji. Im dłużej akceptuje się „trochę przekroczone normy” tym gorzej, bo w końcu te trochę przekroczone normy zmienią się w poważną chorobę i duży problem. A wtedy już bez leków się nie obędzie. A może być i gorzej.

Otyłość to choroba sama w sobie i przyczyna wielu innych chorób, naprawdę wielu i każdy kto lekceważy otyłość powinien być poddany karzę chłosty. Publicznie!

10 miesięcy temu zdałem sobie sprawę z tego, że jestem w wieku, w którym dalsze lekceważenie takiego stanu to już nie są żarty. Kocham życie i naprawdę głupotą byłoby je radykalnie skracać tylko ze względu na… właściwie na co? Lenistwo? Zgubne nawyki? Nawet trudno ten powód określić. Fakty są jednak faktami.

10 miesięcy temu trafiłem do Moniki Hajduk, naprawdę fantastycznej pani dietetyk, której podejście spodobało mi się już przed pierwszą wizytą. Bo zanim na wizytę poszedłem, musiałem przez 3 dni prowadzić dzienniczek żywieniowy. W czasie wizyty, pani Monika spojrzała na mój jadłospis z ostatnich dni i powiedziała bardzo znamienne słowa: Może dziwnie to zabrzmi, ale ja jem więcej od pana.

No tak, błąd wielu grubasów. I efekt jednej z najgłupszych diet jakie kiedykolwiek wymyślono – „mniej żreć”. To jednak temat na odrębny tekst, jak i 10 miesięcy pod kontrolą mojej ulubionej pani dietetyk ; )

Dodam, że razem ze mną na wizytę poszła moja żona, która absolutnie nie musiała się odchudzać, ale postanowiła mnie wesprzeć i towarzyszyć mi na drodze do prawidłowej wagi. Poza tym takie działanie w duecie, wspólne przygotowanie posiłków, itd., nie dość że jest motywujące, to też wiele rzeczy ułatwia. A że przy okazji jest jeszcze milej… ; )

Jestem typem zadaniowca, uwielbiam wyzwania, a już kiedy jest wyzwanie i krótki termin do realizacji to już w ogóle ekstra. Choć dziś już działam inaczej, bo niestety perfekcjonizm, nadmierne obciążenia i zmuszanie mózgu do ciągłej pracy też nie prowadzi do niczego dobrego. Mózg służy nam świetnie i długo, ale też się męczy i w końcu przypomina o sobie i prosi o zwrot zaciągniętego długu, bo w końcu chciałby odpocząć. I wtedy się zaczyna… To też temat na oddzielny tekst, a właściwie wiele tekstów. Jest z reszta na blogu sekcja „Umysł”.

W każdym razie zabrałem się do zmiany bez tzw. brania jeńców i na zasadzie „nie można zacząć odchudzać się w grudniu? Potrzymaj mi piwo…”

Tak, pierwszy miesiąc odchudzania i zmiany nawyków przypadł na grudzień, czyli miesiąc w którym wszystko i wszyscy zwalniają, są Święta w czasie których w ciągu jednego tylko wieczoru potrafimy przyjąć kilka tysięcy kalorii, jest przerwa między Świętami a Sylwestrem, w czasie której kończymy to co została ze Świat, potem poprawiamy w Sylwestra.  A na dodatek ja mam urodziny na samym początku stycznia.

Nic tylko jeść, pić i wagę omijać z daleka. Chyba, że ma się cel i determinację oraz fachowe wsparcie. To był początek drogi.

Nagrody jednak zaczęły przychodzić szybko i pojawiają się do dziś.

W poniedziałek (24.09.2018 w sumie data warta zapamiętania) kupiłem sobie nowy płaszcz. Sam zakup może nie jest jakimś wielkim wydarzeniem, ale już rozmiar płaszcza jak najbardziej. 10 miesięcy temu nosiłem rozmiar XXL, a w poniedziałek, po 10 miesiącach od podjęcia jednej z najlepszych decyzji w życiu kupiłem płaszcz w rozmiarze M. Nie od razu w to uwierzyłem, ale taki jest fakt.

Dziś poszedłem na wizytę do mojego pana doktora, z którym współpracuję od lat. Taka kontrolna wizyta, w czasie której omawiamy wyniki badań (bo badać się trzeba regularnie!). I pan doktor powiedział coś takiego:

– Panie Marku, rok temu miał pan zespół metaboliczny, a dziś wszystko się zazieleniło (wyniki poza granicami normy są czerwone, prawidłowe zielone) i po zespole nie ma śladu. I dokonał pan tego bez leków. Wszystkie wyniki doskonałe, w obecnej sytuacji badania kontrolne co rok i niech pan nadal robi to co do tej pory. Mogę panu tylko pogratulować i dziś wyjdzie pan bez żadnej recepty ode mnie.

10 miesięcy.

Pewnie wielu z Was te 10 miesięcy wydaje się wiecznością. Wiem jak jest, też mi się tak wydawało. Tylko, że pozytywne efekty przychodzą znacznie szybciej. U mniej już po pierwszym miesięcy było 5 kg mniej, a to oznacza niższe ciśnienie tętnicze krwi, zmniejszenie ryzyka chorób, zmniejszenie obciążeń dla układu kostno-stawowego, lepsze samopoczucie, itd. 10 miesięcy to czas kiedy zmiany są widoczne zarówno z dużej odległości, jak i pod mikroskopem.

Jeśli więc dziś zastanawiasz się co zrobić ze swoją zbyt dużą wagą, przestań się zastanawiać, odrzuć wszystkie radykalne diety i wyrusz w drogę. Z fachowcem, lub fachowcami. Ale rusz i pamiętaj, że równowaga w życiu to podstawa, tak w odżywianiu, jak i sporcie oraz każdej innej aktywności. Działaj, a nagrody Cię nie ominą.

Share this
4 comments