W życiu każdego z nas zdarzają się stresujące momenty, które wpływają nie tylko na to co robimy (lub czego nie robimy) w ciągu dnia, ale również odbijają się na jakości snu lub pozbawiają nas go wcale. Czasem trwa to długo i staje się niebezpieczne. Czasem są to wydarzenia epizodyczne, ale również potrafią wywrócić wszystko do góry nogami. Są jednak dość proste metody, pomagające zasnąć nawet wtedy kiedy zżera nas stres.
Zanim nauczyłem się radzić sobie z bezsennością wywołaną stresem, zdarzyło mi się nie przespać wielu nocy. Miałem taki etap w swoim życiu, kiedy byłem beznadziejnym pracoholikiem. Żyłem pracą i to zajmowało mnie w 100%. Wiele byłem w stanie odpuścić, ale nie pracę, bo ta była w centrum mojej uwagi.
Te wszystkie porady znanych i mniej znanych influencerów o tym, że sukces możesz osiągnąć tylko wtedy kiedy non stop napierasz to bzdura. Ok, nie do końca – pracując po 18 godzin dziennie, codziennie prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu szybciej niż inni rośnie. Niestety te same osoby które promują taki styl nie mówią o wszystkim, np. o tym jaką cenę trzeba za ten sukces zapłacić.
To jednak temat na inny tekst, niemniej upraszczając problem napisze tylko, że brak snu może być jednym ze składników tej ceny.
Zdarzają się tez sytuacje mniej dramatyczne, kiedy zdarza nam się po prostu stresujący dzień. Albo wiemy, że następnego dnia będzie miało miejsce stresujące zdarzenie – egzamin, spotkanie z szefem, prezentacja przed publicznością, itd. Oczywiście wiemy, że przed takim wydarzeniem najlepiej jeśli się wyśpimy i będziemy wypoczęci. W tym celu kładziemy się do łóżka wcześniej, żeby przespać więcej godzin i… nie zasypiamy.
Zaczynamy się kręcić w łóżku, przekręcać się z boku na bok i nic nie pomaga. Im bardziej próbujemy zasnąć, tym bardziej nie możemy tego zrobić. W międzyczasie, mózg zaczyna podsuwać myśli: “A co jeśli, źle mi pójdzie?”, “Czy jestem wystarczająco przygotowany?”, “Może należało to zrobić inaczej?” – im dalej w las, tym myśli więcej i są coraz bardziej dramatyczne. Prawdopodobieństwo zaśnięcia w tym momencie jest już bliskie zeru. I to irytuje nas jeszcze bardziej. Gdzieś około 5:00 rano organizm się poddaje i zasypiamy na godzinę, choć nawet nie jesteśmy tego świadomi. Ze snu wyrywa nas budzik, czujemy piach w oczach, mamy ciężki oddech, mózg odmawia współpracy i z trudem jesteśmy w stanie zlokalizować gdzie w ogóle jesteśmy i co mamy zrobić. A już wkrótce to ważne spotkanie, na którym trzeba być w formie.
Znany scenariusz? Jestem pewny, że większość z nas przerobiła to przynajmniej raz w życiu, a wiele osób doświadcza tego często. Tymczasem można sobie z tym problemem poradzić.
1. Sposób najprostszy to wypicie melisy, która łagodnie uspokaja i pomaga zasnąć. Niestety problem polega na tym, że nie musi to oznaczać całej przespanej nocy. Może zdarzyć się tak, że wypijesz melisę, zaśniesz i obudzisz się po jednej lub dwóch godzinach. Kolejne melisy juz nie wypijesz, ale problem ze snem pozostanie.
2. Kiedy zdarzyło mi się coś takiego, sięgałem po czytnik ebooków i czytałem książkę. Ponieważ lubię czytać, czytam dużo i niemal co wieczór robię to przed zaśnięciem, często pomagało i zasypiałem, choć zdarzało się, że ni był to sen wybitnej jakości. Plus był przynajmniej taki, że więcej poczytałem.
3. Czasem jednak zdarza się, że nie pomaga ani sposób pierwszy ani drugi, ani nawet dwa jednocześnie. Jest za to metoda, która sprawdza się niemal zawsze. Tą metodą jest koncentracja na oddechu. O ile ja wypracowałem sobie ten sposób dzięki kursowi Mindfulness, o tyle mojej żonie wystarczyła prosta instrukcja, którą Wam teraz przedstawię, bez szczególnego zagłębiania się co i jak oraz dlaczego.
Kiedy już leżysz w łóżku, spróbuj rozluźnić ciało. Możesz to zrobić na dwa sposoby: albo napinając kolejne mięśnie (np. napnij łydkę i rozluźnij, napnij udo i rozluźnij, itd.) albo koncentrując uwagę na poszczególnych częściach ciała poczynając np. od czubka głowy, a kończąc na małym palcu stopy.
Kiedy już się rozluźnisz, skoncentruj się na swoim oddechu. Poszukaj miejsca w którym ten oddech jest najwyraźniej wyczuwalny. Najczęściej kiedy leżymy będzie to brzuch i okolice. (Ja w ogóle oddycham przeponą, nauczyłem się tego wiele lat temu chodząc na zajęcia emisji głosu) Skoncentruj się na tym miejscu i zauważaj wdech i wydech. Na 100% po pewnym czasie Twój mózg powie “hola hola zły człowieku, a co Ty tu się rozluźniasz, zamiast się zamartwiać nadciągającym końcem świata, który szczególnie dla Ciebie będzie bardzo bolesny”. Jedyne co w tej sytuacji musisz zrobić, to zauważyć że taka myśl się pojawiła i wrócić do obserwacji oddechu. I tyle. Z dużym prawdopodobieństwem nawet nie zauważysz kiedy zaśniesz.
Jedna uwaga – ta technika nie ma nic wspólnego z liczeniem owiec czy baranów.
O kursie Mindfulness napiszę wkrótce znacznie więcej i będę temu tematowi poświęcał nomen omen dużo uwagi, ale to co napisałem wyżej, niemal w dokładnie tej samej formie zaproponowałem mojej zonie, która kursu nie kończyła i na nią zadziałało to fenomenalnie. Do tego stopnia, że zaczęła tę technikę stosować codziennie bo jej się po prostu spodobała.
Jeśli jednak problem ze snem występuje u Ciebie często, powyższe (ani inne) metody nie pomagają to znak że trzeba skorzystać z pomocy fachowca. Możliwości jest kilka – najprostsza to kontakt z lekarzem rodzinnym, który postawi pierwszą diagnozę i ewentualnie zaleci dalsze kroki, np. wizytę w Poradni Leczenia Zaburzeń Snu. Inna opcja to wizyta u psychologa lub psychiatry. Najważniejsze jednak, żeby problemu nie bagatelizować tylko zająć się nim jak najszybciej, bo niestety bezsenność zwykle nie kończy się tak dobrze jak Bezsenność w Seattle.