Z pewnością zdarzyło Ci się czy to w pracy czy w życiu prywatnym dojść do wniosku, że “się nie da”. Najczęściej dochodzisz do takiego wniosku ze względu na swoje wcześniejsze doświadczenie lub podpowiedzi innych.
Pewnie przynajmniej raz w życiu słyszeliście ten tekst: Jeśli wszyscy uważają, że czegoś nie da się zrobić, należy znaleźć kogoś kto o tym nie wie, przyjdzie i zrobi. To była pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy kiedy słuchałem prezentacji “Tworzenie kultury innowacyjności i kreatywności w firmie” Rafała Szczepanika na konferencji Wyzwania HR.
Rafał Szczepanik opowiedział o eksperymencie, który przeprowadza w czasie swoich szkoleń. Nie chcę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że do zrobienia jest pewien projekt, są konkretne założenia (koszty, zyski), itd.
Wiecie, kto osiąga najlepsze wyniki bijąc przy okazji na głowę prezesów i konsultantów?
Ośmiolatki…
Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że dzieci nie przejmują się tym wszystkim czym przejmujemy się my mądrzy i doświadczeni dorośli. Bo my przejmujemy się za dużo i za często.
Niech szlag trafi naszą mądrość i doświadczenie!
One po prostu jeszcze nie wiedzą tego wszystkiego o czym my już się dowiedzieliśmy. I co bardzo często powoduje, że kiedy mamy zrealizować zadanie, często mówimy: ale tego nie da się tak zrobić.
Albo kiedy ktoś z zespołu proponuje jakieś rozwiązanie, pojawia się głos sprzeciwu – nie, to się nie uda. Znacie to z pewnością. (Dla jasności nie piszę o konstruktywnej krytyce).
A i taka sytuacja – przedstawiacie wizję projektu, pokazujecie co możemy osiągnąć, ok może i łatwo nie będzie, ale… i tu pojawia się głos – no tak, ale to jest bardzo trudne, wielu już próbowało, wielu poległo… pssssssss i uchodzi powietrze z balonika i pozamiatane.
Last but not least, realizujecie projekt aż tu nagle coś się nie udaje. Jakoś naprawiacie, ale coś znowu się psuje. Motywacja zaczyna penetrować rejony dolne, a Smerf Maruda przypomina – no ale ja przecież mówiłem, że to jest trudne i się nie uda. “I już jesteś kompletnie spalony w blokach, już na starcie.” (pamiętacie Adasia Miauczyńskiego?)
A dzieci nie oceniają pomysłów tylko je testują, dostrzegają głównie szanse, a motywacja nie spada im do samego końca.
OK, dziecięce podejście do prowadzenia “dorosłego” projektu z pewnością skoczyłoby się katastrofą. Musimy poruszać się w obrębie konkretnych terminów (inaczej projekty nigdy by się nie kończyły), musimy pilnować kosztów, a także zadbać o odpowiednio wyższy poziom przychodów. W końcu musimy krytycznie patrzeć na pojawiające się pomysły, bo entuzjastyczne reagowanie na cokolwiek to również droga do katastrofy.
Gdyby jednak do tego dodać tych kilka pozytywnych cech dzieci (czyli mniej krytykować, a więcej testować, zamiast szukania usprawiedliwień, szukać rozwiązań i nie tracić wiary w powodzenie projektu), mamy wówczas zespół, któremu nie może się nie udać.
No to teraz popatrzcie sobie na firmy, które dynamicznie się rozwijają i osiągają sukcesy. Popatrzcie zwłaszcza na te firmy uchodzące za innowacyjne. Pomyślcie co je wyróżnia.
I nie zabijajcie w sobie dziecka.